czas trwania: 1 godz. 32 min.
gatunek: Dokumentalny, Sportowy
premiera: 16 stycznia 2009 (Polska) 28 kwietnia 2007 (Świat)
produkcja: USA
reżyseria: Mark Obenhaus
scenariusz: Mark Obenhaus
Zwiastun filmu można zobaczyć tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=n4hCfDr_caQ

Długometrażowy dokument o niebezpiecznej przygodzie, niebywałej sprawności fizycznej i próbie uchwycenia ulotnego piękna narciarstwa. To opowieść o narciarstwie wysokogórskim, dyscyplinie sportowej, która zaistniała zaledwie 35 lat temu. Wszystko zaczęło się w roku 1970 we francuskich górach Chamonix, gdzie narciarze zaczęli próbować ekstremalnych, grożących śmiercią zjazdów. Ludzi takich jak Anselme Baud czy Patricka Vallencant inspirowało niebezpieczeństwo i świadomość, że przekraczają granice tego co wydawało się niemożliwe. Teraz, dwa pokolenia później, niektórzy ze znamienitych narciarzy kontynuują tradycję tego sportu, w którym nie wygrana jest nagrodą, lecz sama radość i przyjemność jakie ze sobą niesie jazda w potężnych, dzikich i odległych górach.
[opis dystrybutora kino]

Przejmujący, widowiskowy dokument o ekstremalnym narciarstwie wysokogórskim, dyscyplinie niezwykle młodej, bo powstałej zaledwie przed 35 laty. Film opowiada o grupie sportowców napędzanych adrenaliną, jaką zapewnia zjazd z niebywale stromych zboczy najniebezpieczniejszych szczytów świata. Ujęcia, w których widzimy bohaterów filmów jak wyprzedzają lawinę o centymetry, by następnie poszybować ze spadochronem nad przepaścią czynią Zjazd obrazem wprost zapierającym dech w piersiach.
[opis dystrybutora dvd]

Sam miałem niezły zjazd. Faceci, którzy uprawiają narciarstwo najekstremalniejsze z ekstremalnych, zaczynają swoją nudną śpiewkę: że góry to sen, że wolność, że wyciszenie, ekstaza i dotknięcie absolutu naraz, że oddzielają chłopców od mężczyzn, że tylko tam wychodzi na jaw, czy masz serce z platyny czy z koziego sera. Od roku 1970, gdy w gminie Chamonix we Francji zaczęło się śnieżne szaleństwo, legendy niebezpiecznej dyscypliny powtarzają po sobie to samo i z tym samym wyrazem twarzy. Jako że mówią prawdopodobnie o rzeczach, których słowami wyrazić się nie da, ta paplanina formuje się błyskawicznie w niezbyt rozbudowany zestaw komunałów.
Szkoda ekranowego czasu na wystawianie pomnika seniorom i juniorom wysokogórskiego narciarstwa, choćby z racji tego, że na drugim planie nieśmiało rozkwita opowieść o pasji, którą ciężkimi buciorami depczą specjaliści od reklamy i marketingu. Zamieniają manifestację wolności w drapieżną walkę o bicie kolejnych rekordów. Bez uwypuklenia tego wątku, sprawnie zrealizowany dokument Obenhausa staje się zbyt hermetyczny i skierowany raczej do miłośników zabaw na stoku. Archiwalia i historie pionierskich rajdów nie działają na mnie z taką siłą, jak upadek marzenia o czystym i niewinnym spotkaniu z majestatem przyrody.
Abstrahując od wynurzeń „gadających głów”, odkrywczych w znikomym stopniu i przewałkowanych już tysiąc razy w kinie fabularnym, dokumentalnym i – najlepszym – fabularyzowanym dokumencie „Czekając na Joe” Kevina Macdonalda (wymowny oryginalny tytuł „Touching the Void” został wprost zmasakrowany), film jest ucztą dla oczu. To góry sfotografowane ładniej niż u Zanussiego i efektowniej niż w „Granicach wytrzymałości”. Sam już nie wiem, kto tu jest potężniejszy – przyroda czy rzucające jej wyzwanie czarne punkciki, pomykające po białych połaciach. Przyroda pozostaje niewzruszona. Punkciki marzą, kochają i umierają.
Michał Walkiewicz