Kto był, to wie, w jaką wpadliśmy pułapkę 🙂 Na marginesie – pogoda była taka, że sięgnięcie po aparat było najwyższym przejawem silnej woli. Mimo to prawie dwie godziny w siodle zaliczone. Mokry śnieg  stanowił spory opór dla kręcących nóg i choć wydawałoby się, że dzięki temu przyczepność powinna być lepsza, to tylne koło czasem zachowywało sie jak zwariowane, rzucając się z lewa na prawo. No i wszechobecne kałuże, z których te wyglądające na najpłytsze czasem takimi nie były (Jadzia wie o co chodzi :)) Mimo wszystko było po prostu fajnie.