Wyżyna wita nas mglistym porankiem, ale pełni nadziei, że się zrobi ładny dzień, ruszamy w trasę. Po drodze spotykamy Anetę z Cześkiem-Wieśkiem. Trasa pomiędzy Ostrężnikiem a Złotym Potokiem trudna technicznie, ale gdy sie juz uda utrzymać na rowerze, przynosząca dużo radości. Jeszcze krótka wizyta w parku i już mkniemy szlakiem czerwonym do Mirowa przez pola, łąki i jary. Ale zanim to nastąpiło, trasa trudna technicznie jest tak fajna, że robimy ją sobie jeszcze raz w drugą stronę. Odkąd zrobili asfalt do zamku w Bobolicach – nuda, dlatego też do Mirowa wracamy szlakiem przez skały (prawdziwa gratka), co nie spotyka się z radosną akceptacją wszystkich. Po objechaniu zamku w Mirowie odnajdujemy niebieski szlak i pniemy się na kulminację skał. Zmieniamy kolor na żółty, który prowadzi nas w Góry Gorzkowskie. Czesiek juz jedzie z nadłamanym amortyzatorem, a Romek z rozpiętym hamulcem tylnym; jak widać mało co jest nas w stanie powstrzymac przed kontynuowaniem podróży. Nowi uczestnicy, którzy dołączają już do nas na początku trasy, radzą sobie nieźle. Jeszcze należy wspomnieć o zapachach wiosny. Niektóre miejsca pachniały tak intensywnie, że organizm spragniony tlenu upajał się nimi szczególnie na podjazdach.
Na takich wyjazdach można chłonąć otaczającą Cię rzeczywistość wszystkimi zmysłami. Piotrek okazał sie prawdziwym gentelmenem, ustepująć Anecie miejsca w drodze powrotnej, sam sadowiąc się z Cześkiem na pace (mieli tam jak w domowych pieleszach). Umawiając się już na Beskid Sądecki i Bieszczady, rozjeżdżamy się do domów.

Tekst: Krzysztof Banasz

Zdjęcia: Krzysztof Banasz