Brr…. Pierwsze odczucie po wyjściu z domu.
Pierwsza myśl po wyjściu z domu: nie wiem czy to jest najlepszy pomysł z tym dzisiejszym wyjazdem. Na szczęście druga myśl – A kto mówił, że będzie łatwo – skutecznie odgania chęć powrotu pod ciepłą kołderkę. Z każdym obrotem korby robi się cieplej, a przynajmniej tak sobie wmawiam. Ale co ma powiedzieć Wiesiek, który zapomniał rękawiczek. Ciepło jest chyba jedynie Fredowi, psu Judyty, który uparł się nam towarzyszyć i dopiero przymusowy odwóz samochodem z Jedliny pokrzyżował jego plany. Z Jedliny ruszamy już razem i aż trochę dziwi, że temperatura -1 st C nie odstraszyła prawie nikogo. Trzynastoosobowa grupa mknie przez Harmęże i Brzeszcze (tu dołącza do nas kolejna dwójka dwukołowców) ciężko dysząc po zimowym lenistwie i z niecierpliwością wypatrując pierwszych promieni słońca. Wadowice. W trakcie półgodzinnej ładujemy akumulatory kremówkami i kawą – energia przyda się napewno na czekających nas kilku podjazdach. Na szczęście po kilku minutach zjeżdżamy z nieciekawej głównej drogi, kierując się w stronę Stryszowa, gdzie udaje nam się zwiedzić całkiem ciekawy dworek (oddział Zamku Królewskiego w Krakowie). Po zwiedzaniu miła niespodzianka – od razu ostro w górę, a potem skrót, który okazał się nie być skrótem (o czym wiedzą nieliczni 🙂 Kalwaria wita nas nieco wyludniona (przynajmniej takie jest moje pierwsze wrażenie); zaraz też część nas kieruje się posilić ciało, a część duszę. Mamy godzinę na regenerację sił, potem ci dzisiaj wytrwalsi ruszają jeszcze do Lanckorony z planami powrotu na rowerach do domu, większa część ucieka się jednak do pomocy naszego ulubionego przewoźnika kolejowego. Zyskujemy część drogi, by pełni sił i energii wskoczyć w Kętach na siodełka i podobną trasą jak kilka godzin wcześniej, tyle, że w drugim kierunku pedałować do domu. A w domu: gorąca kąpiel i masaż czterech liter, które w pewnym momencie się zbuntowały po zimie spędzonej w mięciutkim fotelu. I ostatnia myśl przed zawleczeniem się do łóżka – jak fajnie, że za dwa tygodnie kolejna wycieczka.
Relacja z wyjazdu rowerowego do Kalwarii Zebrzydowskiej (03 kwietnia 2010; 110 km)
Autor: Sebastian