Pięciu dżentelmenów i jedna dama – taki to zestaw ruszył na poszukiwania jesieni do dobrze nam znanego Rezerwatu Bukowica. Aby sobie nieco urozmaicić dotarcie do niego, zjeżdżamy na wysokości Żarek z wiślanego wału i próbujemy odnaleźć trasę, którą cztery lata temu przebijaliśmy się do rezerwatu. Początek jest obiecujący, ale potem gubimy się i eksplorujemy tutejsze lasy ścieżkami wydeptanymi przez grzybiarzy, co też ma sporo uroku. W końcu, dzięki spotkanym nordic walkerom, trafiamy na właściwy szlak, i to od razu ten odkryty kilka lat temu. A jak juz wjeżdżamy w ścisły Rezerwat Bukowica, to znajdujemy się w innym świecie: żółci, pomarańczu, czerwieni. Kolory co rusz wydobywa przebijające się zza chmur słońce, którego dzisiaj na szczęście nie zabrakło. Jest jeszcze coś, co mocno cieszy – zjazdy „na szago” po dywanie z liści, a dreszczyku emocji dodaje niewiadoma, co też pod liśćmi jest schowane (może kamień, korzeń, gałąź, więc trzeba mocno ufać swojemu instynktowi przy wybieraniu kierunku jazdy). Było też troszeczkę pchania, bo dzisiaj ścieżki często sobie sami tyczyliśmy. Kończymy, trochę zziębnięci i bardzo głodni, delektując się pysznościami w bieruńskiej „Degolówce”. A wyjeżdżając, jesteśmy jeszcze świadkami spektakularnego zachodu słońca.
PS.
Co do spektakularnych momentów, to doświadczylismy dzisiaj jeszcze jednego, a mianowicie Karol pozazdrościł uczestnikom reality show „Skoki do wody” (czy jakoś tak ???) i perfekcyjnie wykonał skok na główkę z drewnianej kładki do niewielkiej rzeczułki przepływającej pod nią. Dodatkowo znacznie utrudnił sobie zadanie, bo skok był z przyrządem pomocniczym, czyli rowerem pod tyłkiem. Złożył się perfekcyjnie, i nie musnąwszy nawet drewnianej barierki, wylądował na głowie metr poniżej, goniąc przednie koło swojego jednoślada. Warto dodać, że się nawet nie zamoczył, za co dostał od nas dodatkowe punkty za skok 🙂 Reasumując – śmiechu było co niemiara, bo na szczęście poza małą dawką stresu nic mu się nie stało.
Tekst: Sebastian Macioł
Zdjęcia: Sebastian Macioł