Druga, wyczekiwana część Przez świat na rowerach w dwa lata . Nie pamiętam, kiedy dokładnie zdaliśmy sobie z tego sprawę. Wiem, że nastąpiło to jednego z tych dni, gdy byliśmy sami na drodze, mieliśmy przed sobą otwartą przestrzeń, a wiatr trochę ucichł, pozwalając pozbierać myśli. A z tych wynikło, że wielka część naszej wycieczki była pogonią za uciekającym czasem. Dotrzeć do miasta przed zmierzchem, opuścić kraj przed upływem ważności wizy, zdążyć przed zimą. Właśnie wtedy zrozumieliśmy, że ten pośpiech nie ma sensu, upływających godzin i dni i tak nie dogonimy. Lepiej zwolnić. Wszystko przemija, nowe nie zawsze przynosi lepsze. Carpe diem…

Wciąga conajmniej tak samo, jak część pierwsza.