Dziś mogliśmy się przekonać, jakże inne i piękne są wydawałoby się dobrze znane nam tereny, przejeżdżane często od wiosny do jesieni. Niespełna czterogodzinny wypad (50 km) obfitował w doznania czysto estetyczne, ale i był krótką lekcją jazdy po śniegu i orientacji w terenie, zimowo zmienionym. Nie obyło się bez namiastki survivalu w postaci przedzierania sie przez las tropami dzikiej zwierzyny. A to, że z rzadka napotykani piechurzy patrzyli na nas jak na, bez mała, wariatów, nie robiło na nas wrażenia. Nieodparte wrażenie natomiast pozostawiły widoki, które śnieg i mróz przez wspólne działanie pozostawiły na Chełmeczkach, lasach wokół Derówy czy Łysinie.
A tak przy okazji propozycja: jeśli zima dopisze, a warunki na to pozwolą, kontynuujmy co niedzielę ten krótki wypad, wszak jeszcze wokół nieodkryte przez nas zimą lasy pszczyńskie, kobiórskie, murckowskie. Niech się to stanie swego rodzaju tradycją. Wyjazd taki to wszak same pozytywy: kondycja zimą będzie zachowana (na wiosnę jak znalazł), popołudniowe niedzielne dobre samopoczucie gwarantowane. A do tego jak smakuje niedzielny obiad !!! Co Wy na to?