Pomysł na ten wyjazd zrodził sie nie dziś, nie była to też nasza pierwsza wizyta w tych rejonach. Walory turystyczne Jury Krakowsko-Częstochowskiej w połączeniu z jesiennymi pejzażami gwarantowały niecodzienne doznania. Oby tylko dopisała pogoda, myśleliśmy. A ta nie zawiodła. Kubeł zimnej wody na zaspane jeszcze głowy wylała nam kasjerka na oświęcimskim dworcu PKP. Okazało się, że to klient jest odpowiedzialny za poprawność wystawionego biletu (oj, to nasze PKP, jeszcze wiele wody w Wiśle musi upłynąć …). Rozpoczynamy, jak każą przewodniki, w podkrakowskich Bronowicach. Chwilę asfaltowego błądzenia i wjeżdżamy w teren, nieco bagnisty na początku. Po chwili jesteśmy w lesie i musimy się aż zatrzymać, aby w pełni móc chłonąć roztaczający się przed nami widok. Wokół zielono, żółto, pomarańczowo, a pod kołami czerwony dywan w niczym nie ustępujący temu z Cannes. Obok cudów jesieni architektoniczne atrakcje sprzed kilku wieków: zamki w Rudnie (ucieszyła nas jego rozpoczęta renowacja, podobnie jak i mijanego potem w Rabsztynie), Smoleniu, Ogrodzieńcu, Morsku, Bobolicach, Mirowie, Olsztynie, drewniane szesnastowieczne kościółki w Paczółtowicach i Racławicach, tonąca w jesiennych barwach Czerna. I ciekawie poprowadzona wśród łąk i pól trasa, i magiczna Góra Zborów, i nawet ten piach utrudniający czasem jazdę, i … Można by długo wymieniać. Uroki Jury. A jednogłośnie najpiękniejszym widokiem okrzyknięty został wschód księżyca, wznoszącego się w całej swej krasie nad smoleńskimi wzgórzami.

Autor: Sebastian