Poranne mgły i niska temperatura nie zwiastowały tłumów. I tłumów nie było. W skromnym, doborowym, czteroosobowym gronie, ruszamy na oświęcimski dworzec. Pierwsza przygoda, a jakże, związana musiała być z PKP – Krzysiek z Wieśkiem uwięzieni w pociągu na docelowym wieliczniańskim dworcu 🙂 Choć już 9.30, to nadal jest mglisto i chłodno. Zaczynamy na rynku w Wieliczce nietypową sesją zdjęciową. Naprawdę, zarówno pomnik, jak i możliwości uwiecznienia siebie na jego tle to przedni pomysł. Zahaczamy jeszcze o muzeum, ale wystawa solniczek (choć jest naprawdę ciekawa) robi na nas znacznie mniejsze wrażenie niż uwiecznione przez utalentowaną malarsko młodzież zamki i pałace. Obowiązkowa kawa i ciastko i czas w dalszą drogę. Ta, prowadząca do Bochni, jest początkowo mało przyjemna (ruch), do tego trochę krzyżuje nam szyki awaria w rowerze Edwarda. Zawodną linkę udaje się skrócić dzięki miejscowemu zakładowi … stolarskiemu 🙂 Zjazd na lokalne drogi pozwala nam odpocząć od huku pojazdów i smrodu spalin i zacząć się rozkoszować urokami jesieni. W Bochni jesteśmy krótko, ale o minutę za późno, aby zobaczyć miejscowe muzeum motyli 🙁 Zawrotne wrażenie robią za to na nas pięknie zdobione drzwi Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Czas na kulminacyjny punkt wyjazdu – przejazd przez Puszczę Niepołomicką. Puszcza, zwana „zielonymi płucami Krakowa” zachwyca. Zachwyca kolorami, ciszą, czasem swą dzikością. Na naszym szlaku jest jeszcze pomnik przyrody: umierający „Dąb Augusta” i ostoja żubrów (których ani widu, ani słychu). Dzień kończymy krótkim postojem w Niepołomicach (lody, kawa i kupa śmiechu). Na umówiony nocleg pedałujemy do wsi Staniątka, do klasztoru Benedyktynek. Jest to pierwszy zespół klasztorny sióstr Benedyktynek w Polsce – został wybudowany w 1200 roku. Po drodze jeszcze mała lekcja dla naszych bieruńskich radnych – przykład „wtopionej” w drogę obustronnej ścieżki rowerowej, rozwiązanie niedrogie a genialne. Pod klasztorną bramą wita nas matka przełożona, potem kolacja, prysznic i do łóżek (21.00 !!!). A że o tej porze zasnąć ciężko, dyskutujemy jeszcze czas jakiś, dopóki pierwsze „hrrrrr” Wieśka nie oznajmi nam, co na czeka dzisiejszej nocy 🙂 Z czasem do jego długiego i wysokiego „hrrrrr” dołącza się krótkie i gardłowe „hrr” Edwarda i … po spaniu. W końcu jednak i nas zmarza sen.
Pobudka o 5.45. Przemywamy twarz wodą i udajemy się na Mszę św. do przyklasztornego kościoła.  Jej owocem jest akt przebaczenia, które Krzysztof udziela Wieśkowi za jego nocne przeszkadzajki. Przy klasztornym śniadaniu zamieniamy kilka słów z siostrą Dolorosą, która, jak się okazuje, pochodzi z bliskich nam Kosztów. Ale to nie koniec niespodzianek dzisiejszego ranka. Po opuszczeniu klasztornych murów udajemy się raz jeszcze do Niepołomic, gdzie dołącza do nas Alojz. I jak się okazuje, siostra Dolorosa to jego bliska znajoma sprzed niemała 40 lat. Cóż, o tym sza, jedynie tym co pojechali dane było poznać tę historię. W Niepołomicach zwiedzamy XIV-wieczny Zamek Królewski (jedynie z zewnątrz, o tak wczesnej porze muzeum jest nieczynne). W gęstej mgle mkniemy następnie do odległego o 30 km Krakowa. Tam przychodzi nam się rozdzielić. Dwójka z nas (Alojz z Edwardem) udaje się w stronę tynieckiego klasztoru, my zaś, po pysznej czekoladzie na gorąco i krótkim błądzeniu, znajdujemy właściwy szlak do Ojcowskiego Parku Narodowego. Najpierw oczywiście nieśmiertelne standardy czyli zamek w Pieskowej Skale i Maczuga Herkulesa. A potem przez zatłoczone do granic możliwości ulice i deptaki mkniemy w stronę Doliny Będkowskiej. Na zabłoconych ścieżkach jest zdecydowanie mniej tłoczno, za to ślisko, czego co rusz doświadcza Krzysiek, strasząc Bogu ducha winne turystki 🙂 Krótki odpoczynek w Brandysówce i żóltym, a następnie czarnym szlakiem kierujemy się w stronę Rudawy. Cudowna ścieżka, biegnąca granicą lasu, nie pozwala ani na chwilę oderwać oczu od kolorystyki mijanych drzew. Zieleń, żółć, pomarańcz, brąz i dziesiątki ich odcieni. Powrót pociągami do Oświęcimia (z przesiadką w Trzebinii) obywa się tym razem bez przygód: przyjechały planowo, było gdzie ustawić rowery, była nawet promocyjna cena biletu. Czasem się po prostu da. Tak się ciekawie złożyło, że cała nasza piątka spotyka się w Bieruniu: nas planowo, pozostałą dwójkę po małej terenowej dezorientacji koi wyczekanie piwo w kawiarni „Rossa”. 

Zdjęcia: Wiesław C., Alojz S., Sebastian M. oraz „dziwaczna” maszyna na rynku w Wieliczce 🙂