O tym wyjeździe nie można nic nie napisać, a to z kilku względów:
1. Kalwaria Zebrzydowska to jedno z tych kilku miejsc, które jako TTA odwiedzamy najczęściej.
2. Dla wielu z nas był to pierwszy tegoroczny dłuższy wyjazd (w moim przypadku w ogóle pierwszy) i wykręcone 140 km ostro dały się we znaki naszym czterem literom i mięśniom.
3. Wielkosobotnia atmosfera jest w Kalwarii niepowtarzalna.
4. Raz w roku pozwalamy sobie na prawdziwą bombę kaloryczną w postaci wadowickich kremówek, które pałaszujemy po drodze do Kalwarii.
I tak można by wymieniać, a każdy z nas pewnie ma takich powodów kilka.
Kalwarię zdobyliśmy w tym roku z każdej możliwej strony, rozjeżdżając się kilka kilometrów przed nią. Akcentem zaś humorystycznym, który na zawsze pozostanie w naszej pamięci, była święconka Romana. Był on tak zaabsorbowany pomysłowo wykonanym koszyczkiem, że upuścił na ziemię jego zawartość. Okazało się, że pisanka była „na miękko” (co widać na jednym ze zdjęć), a na święcenie koglu-moglu żaden z miejscowych księży pewnie by się nie zgodził 🙂
Tekst: Sebastian Macioł
Zdjęcia: Alojz Sikora, Sebastian Macioł
nawet nie wiedialem ze ktos lezal na tej wycieczce
Upadek pozorowany 🙂