Prolog
Czy ja zwariowałem? 3.30, środek nocy, walka z własnymi słabościami, lewa noga juz na podłodze. Nie, już wróciła na łóżko. No, zmobilizuj się. Raz, dwa trzy, wstaję. Raz, dwa trzy, wstaję. Raz, dwa trzy, wstaję. No, w końcu się udało. Boże, ostatni raz dałem się namówić 🙂

Akt pierwszy
NIEZŁY POCZĄTEK
Jest nas trójka: Wiesiek – weteran takich dystansów, dla niego to bułka z masłem. Roman i ja to nowicjusze, zółtodzioby dystansów powyżej dwóch setek. Start 4.30 spod nowobieruńskiej poczty, tempo jakby z francuskich etapówek. Mkniemy przez Mysłowice, Szopienice, Dabrówkę, Siemianowice Śląskie, Piekary Śląskie, Miasteczko Śląskie. Jedyny krótki czas na złapanie oddechu i „szybkiego banana” Wiesiek zarządza w świerklanieckim parku. Blisko, blisko, coraz bliżej, jescze ostatni podjazd i jesteśmy. 4 godziny jazdy, średnia prędkość 26,6 km/h. I mamy jeszcze godzinę czasu na kawę oraz uzupelnienie płynów.

Akt drugi
UROCZYSTOŚCI
Msza Święta m.in. w intencji starobieruńskich pielgrzymów, po mszy 1,5 godzinna droga krzyżowa.

Akt trzeci
POWRÓT TRUDNIEJSZY
Wracamy natychmiast po uroczystościach, tym razem wybierając trasę mocno odmienną od tej, którą przyjechaliśmy. I dobrze, zawsze to ciekawiej i przyjemniej. Po 40 km pora na obiad. Kawał kotleta i ziemniaki. Prowadzeni nowym nabytkiem Romka (GPS) omijamy główne drogi. Poraj, Myszków, Zawiercie, Dąbrowa Górnicza, Jaworzno. Czasem jedziemy lasem, ścieżką polną, to znów wracamy na drogi asfaltowe. W Imielinie prawdziwy wypas – w rodzinym domu Wieśka czeka zimna woda ze studni (na głowę) i zimne co nieco (do gardła). Do domu zostało kilkanaście kilometrów.

Akt czwarty
ODCIĘCIE PRĄDU
Nogi jak z waty, asfalt staje pionem. Ręce drżą jak w febrze. Zimny pot na czole. Do domu raptem 3 kilometry, a organizm odmówił współpracy. Normalnie bunt. I nic z tym nie zrobisz, trzeba ulec. Ale jak otworzyć torbę z jedzeniem, jeśli ręce tak niepewnie ujmują zamek. Jest, udało się. W dłoni lądują dwa suszone kabanosy, mój tyłek ląduje na środku chodnika. Biesiada. Trzeba chwile odczekać, zanim mózg wyśle sygnał, żem gotów. Wysłał.

Epilog
233 km w nogach, ciut ponad 10 godzin jazdy. To jest coś. Świętujemy lodami. A co, należy się 🙂