Zima długo kazała nam czekać na wyjazd, ale wreszcie do niego doszło. Zdziwieni nieco cena biletu kolejowego dojechaliśmy do Bochni, po drodze dyskutując, czyje błotniki są bardziej obciachowe. Szybka wizyta na zamku w Wiśniczu i już mkniemy do Lipnicy. Po palmach ani śladu, natomiast kościół Św. Leonarda – perełka. Następny punkt – schronisko Biały Jeleń, … i nareszcie trochę terenu. Zewsząd płynie woda z topniejących śniegów. Małe strumyki przemieniły się w rwące potoki, które każdy pokonywał na miarę swoich możliwości, przy okazji podpuszczając się nawzajem do większej dozy „szaleństwa”. Nowy uczestnik na rowerze górskim radził sonie całkiem nieźle, ale Czesiek na swoich wąskich oponkach jeszcze lepiej. Po ponad godzinie jazdy jest schronisko, bardzo ładnie położone i ciekawe architektonicznie. Powyżej niego króluje jeszcze zima, wszędzie kilkunastocentymetrowa pierzynka śniegu.  Po driftingu na tym czymś białym obieramy kierunek na klasztor w Szczyrzycu. Po walce z terenem delektujemy się produkcją klasztornego browaru; trzy rodzaje złocistego napiwku głaszczą nasze podniebienia. Późnym wieczorem osiągamy dworzec w Wieliczce, na którym spędzamy „chwilę” (zabrakło nam 6 minut do pociągu).

Relacja: Krzysztof B.

Zdjęcia: Alojz S., Wiesław C.