No i nadszedł ostatni w tym sezonie triathlon.

II Iron Dragon Triathlon na dystansie Olimpijskim (1,5 km pływania, 40 km na rowerze i 10 km biegu) odbył się nad „Zalew na Piaskach” w Budzyń-Cholerzyn czyli dawny zalew „Kryspinów” pod Krakowem obok lotniska Balice (piękny teren, polecam).
Przygotowania do startu raczej nie specjalne ze względu na częste starty oraz mało czasu na odpoczynek i regenerację czyli raczej z marszu.
Wyjazd z domku o 8:00. Daleko nie zajechałem, bo po jakimś kilometrze nawrót po kask. Starość nie radość. Po drodze jeszcze bankomat pod kopalnią, żeby mieć za co zapłacić za parking (10zł). Jadę sobie powoli, spokojnie do przodu. Kolejny przystanek na stacji paliw. Potem jeszcze biedroneczka, a w niej smaczne i żółciutkie banany.
Ja już na miejscu. Samochód zaparkowany. Można iść do biura zawodów po pakiet startowy. Odbiór rzeczy szybko i sprawnie. Jeszcze jakaś pieczątka (która się bardzo szybko zmyła). Miła pani napisała na nodze i ręce 264 (mój nr startowy) i można iść oglądać stoiska firmowe.
Ludzi coraz więcej się zbiera z każdą minutą.
Zaczyna się robić ciepło 🙁
Idę do samochodu wyciągać rowerek i sobie go przygotować. Na rozgrzewkę jakieś 2 km spokojnego pedałowania (znów te pedały). Następnie rower ląduje w strefie zmian, a ja idę po resztę rzeczy do samochodu.
Wszystko przygotowane, w strefie zmian można się trochę porozciągać, a przy okazji pogadać ze starymi znajomymi i poznać nowych ludzi. Się okazało, że mój kolega (biegłem z nim bieg 12-godzinny w Brennej i Ironmana w Wolsztynie) zdobył slota na Mistrzostwa Świata IronMan na Hawajach – http://polakpotrafi.pl/projekt/ironman-triathlon.
11:30. Odprawa techniczna w strefie zmian. Potem przechodzimy wąskim gardłem do miejsca startu czyli na plażę na zalewem. Można powiedzieć: stary człowiek a głupi – idę sobie ładnie i nagle mi ktoś mówi, że nie wolno mieć nr startowego pod pianką, że mogę dostać karę. Nie zastanawiając się długo pędzę w odwrotna stronę niż prawie 300 zawodników, czyli do sędziego i się pytam, czy to prawda. A to prawda. Do startu 10 minut, a tu trzeba jeszcze wejść do strefy zmian, zostawić numer i szybko wskoczyć do wody, żeby się rozgrzać (wychodzi, że człowiek ze wsi i słoma z butów wystaje). Se myśli – trochę w tym triathlonie siedzi, to po co czytać regulaminy, jak tam zawsze wszystko to samo, ble, ble).
No i start. Nauczony doświadczeniem i dobrym pływaniem (nie będę ukrywał, że dobry jestem) ustawiam się z przodu i pierwsze 200-300 metrów płynę na mistrzostwo świata. Potem uspokojenie tempa i cały czas do przodu, do żółtej dużej bojki nawrotowej. Mijam ją prawym barkiem i do następnej też nawrotowej, i też prawym barkiem. Teraz już tylko prosta do mety. Słońce trochę przeszkadzało, ale dało się pływać. Gdzieś tak po 1 km jakoś dziwnie zaczęły mnie nogi boleć. Ale za to ręce nadrabiały. Wyjście z wody i od razy podejście schodami – czyli ściana do strefy zmian.
W strefie szybkie ściągniecie pianki (było trochę problemów z lewą noga, a dokładnie kostką. Jakoś tak dziwnie chip przeszkadzał), potem ubranie butów bez skarpet, następnie okularki i kask. Dobieg jakieś dobre 50 metrów do momentu wejścia na rower.
I tu się zaczyna. Wsiadam i jadę. Na początek coś do picia (nie żebym w wodzie nic nie pił). To były zawody z dozwolonym draftingiem czyli można było jechać na „kole” czyli jeden obok drugiego, a drugi obok trzeciego i tak w kółko. Dochodzę jakiegoś starszego pana i sobie mówię: pojadę za nim, a co się będę męczył. Przejechaliśmy jakieś 3 km i to ja się męczyłem wolną jazdą. Robimy nawrotkę i nie pozostaje nic innego, jak go wyprzedzić. Jadę sam. Wiatr wieje i już mam dość. Widzę z naprzeciwka grupkę, która mnie ściga – wiadomo w grupie siła, a ja sam. Jakoś dochodzę dziewczynę z nr 194. I tak sobie jedziemy razem. Raz ja prowadzę, raz ona. Tylko ja więcej razy. Nie wiem czemu. 28 km i dochodzi nas grupa. Staram się z nią trzymać, ale wytrzymuje tylko 3 km, potem na nawrotce mnie zostawiają. Ja nie mam już sił w udach. Staram się jakoś dojechać do mety. Na 500 metrów przed strefą zmian dochodzi mnie kolejna grupa – nic tylko se w łeb strzelić.
Zsiadam z rowerku i pędzę do strefy zmian. Tam rower na stojak, ściągniecie kasku, butów. Ubranie butków na bieganie, zabranie paska z nr startowym i wybiegam na trasę biegową.
Na początek bieg crossowy przez jakieś 1,5 km. Potem już tylko asfalt i przed samą metą jakieś 500 m znów crossu. Początek biegu w miarę szybki. Udaj się nawet parę osób wyprzedzić. Jest woda, a to dobrze, bo upał niemiłosierny (punkt z wodą był, jakby to powiedzieć, na skrzyżowaniu trasy biegowej). Biegniemy sobie wzdłuż autostrady A4 do pierwszej nawrotki. Nawrotka w miarę szybko i nagle siły opadają. Muszę zwolnić trochę tempo. Myślę sobie, oby do wody, a potem jakoś pójdzie. Jest woda. Biorę, ile się da. Biegnę i biegnę. Wyprzedzam kolesi, z którym wygrywam w Jaworznie i Katowicach. I dalej biegniemy, a nawrotki brak. Żar leje się z nieba. Jest nawrotka i nie ma wody 🙁 se myślę umrę, ale biegnę, no bo co mam zrobić. Jest woda. Ostatni kilometr do mety. Wyprzedza mnie 2 zawodników, ale ja nie mam sił ich gonić. Na ostatnich 150 m wyprzedziłem jeszcze jedną dziewczynę i w końcu meta. Medal na szyję, koś ściąga chip. Mówi, że tam woda. Wypijam 3 kubki na eksa. Około 6 kubków ląduje na moją głowę. Chwilę dochodzę do siebie – jakieś 15 minut. Idę do bufetu coś zjeść, a tam same smakołyki: arbuz, banan, polskie jabłko, pączki, drożdżówki, makaron z sosikiem, piwko.
Powoli dochodzę do siebie. Pora iść nad zalew się umyć. Woda cudowna. Toczą się rozmowy z tych jak poszło:-) Otwierają strefę zmian i zapraszają po odbiór rowerów.
Wszystko spakowane do samochodu, można iść na metę i czekać na dekorację. Się okazało, ze mój kolega był 3 w kategorii Open. Wyniki mówią same za siebie: nie było dobrze. Pływanie można 2 minuty szybciej. Rower to porażka, a bieg można 2-3 minuty szybciej, ale pogoda dała w dupę. Imprezę jako samą polecam bo warto.
Na ten rok byłoby tyle, a na przyszły, no cóż się zobaczy.
Jeszcze przeżyć bieg 24-godzinny, a tydzień później Silesia Maraton i upragniony urlop sportowy.

Mój wynik:
kategoria Open – 34 miejsce na 296 sklasyfikowanych
kategoria M30 (30-39 lat) – 15 miejsce na 121 sklasyfikowanych
Pełne wyniki zawodów – pobierz tutaj

Tekst: Tomasz Solecki