Pogoda piekielna ale co tam temperatura dla wytrwałych kolarzy. Na bieruńskim rynku i tym razem zebrała się grupa rycerzy i jedna księżniczka by odbyć krucjatę przeciwko upałowi. Najpierw nękały nas przebite opony, ale po postoju w Sanktuarium Matki Boskiej Opiekunki Środowiska Naturalnego pech nas opuścił. I tak nasz orszak zdobył zamek Chudów.  Było jadło i zapitek. Nie zabrakło turniejów i białogłowych. Co wprawna księżniczka odwiedziła magiczną Topolę Teklę, gdzie przejście przez drzwi wprowadzało w magiczny świat wprost z ul. Pokątnej czy tajemniczej szafy. Po znojach podróży dotarliśmy do celu podróży – Gliwic. Tutaj naszym oczom ukazało się miasto zniszczone przez smoka remontowego, który spustoszył całą średnicówkę ale ocalił miasteczko akademickie. Jako przystało na rycerzy – trzeba było zdobyć najwyższą wierzę. Tu trafiło na Wieżę Radiostacji Gliwickiej o wysokości 111m, która jest najwyższą konstrukcją drewnianą na świecie. Co ciekawe wieża nie posiada ani jednego gwoździa stalowego (li tylko miedziane).  Znużeni po kolana w chłodnej wodzie zadumaliśmy się nad tym faktem, ale tylko na krótko by podążyć w tropikalne ostoje pięknej roślinności i dzikiej zwierzyny w Palmiarni. Tu mogliśmy nacieszyć oczy bananowcami, drzewami pomarańczowymi, figowcami, Yerba Mate czy kakaowcem. Podziwiać bujne życie mrówek czy zachwycić się różnością gatunków storczyków. Nie jeden rycerz pogłaskał ogromną Agawę. Jednak wszystkich odkrywców ucieszył chłód akwarium z mnóstwem gatunków tropikalnych ryb. Dla ochłody odwiedziliśmy Plac Piłsudskiego, gdzie zabawy było co niemiara. Każdy chciał być schłodzony przez krople fontanny. Na gliwickim rynku także pomyślano o ochłodzie – ustawiono wąż zraszający każdego chętnego przechodnia. Nad wszystkim czuwał król mórz Neptun. Po posileniu się porządnym hamburgerem z korovy mogliśmy ruszać w podróż powrotną.

Można stwierdzić z całą pewnością, że Gliwice zostały podbite. Pomimo piekła, które zgotowała nam aura.
Tekst: Marzena Łyczkowska