Pogoda dopisała, frekwencja również. Od razu podzieliliśmy się na grupę turystyczną i MTB. Ci, na tzw. szerokich laciach (z wyjątkiem Cześka i Alojza na oponach turystycznych; ale radzą sobie lepiej niż niejeden na szerokich z agresywnym bieżnikiem), żeby zabić rutynę, tym razem pojechali w poprzek dolinek. Co rusz odkrywamy coś nowego. Reszta grupy wzdłuż, co jakiś czas się z nimi spotykając.
Fantastyczne są te zjazdy z góry na dno doliny po dywanie liści, gdzie na bikera czyhają ukryte kamienie i korzenie, oby nie szkło. Jedynie w przypadku doliny Racławki było odwrotnie, gdzie trzeba było pchać rower na górę w kierunku klasztoru w Czernej. Tak się męcząć wspominałem te wszystkie szaleńcze zjazdy. Oj trzeba to będzie kiedyś zrobić w odwrotną stronę.
Na koniec pognaliśmy do doliny Mnikowkiej niebieskim szlakiem od strony autostrady. Prowadzi on wąwozem, ale nie jedzie się dnem, ale półką skalną. Jest dreszczyk emocji, żeby nie spaść na samo dno. Dokładamy sobie jeszcze rezerwat Zimny Dół i wracamy do Krzeszowic na pociąg.
P.S. Kamieniołom w Czatkowicach zlikwidował część szlaku żółtego od Racławki.