W tym roku postanowiliśmy nieco zmienić formułę wyjazdu i zrealizować go w  dwa dni, z noclegiem w Częstochowie. Cóż, starzejemy się J Ale żeby nie było tak „po najmniejszej linii oporu” decydujemy, że pierwszy dzień częściowo pojedziemy jurajskimi szlakami. O 6.00 rano pod krzyżem na Górkach , skąd ruszamy, tłumów nie ma – ziewający co chwilę Krystian (wrócił z nocki o 4 rano) i ja, któremu też to ziewanie się udziela. Jedziemy przez Imielin, Jaworzno (tu chwilę błądzimy), Sławków (tu w lasach błądzimy „nieco dłużej) i podczas przerwy technicznej (jemy lody na sławkowskim rynku) decydujemy się, że asfalty zostawiamy za sobą w Podzamczu. Dokładnie tam łapie nas ulewa i 1,5 godziny ucieka, ale wykorzystujemy je aktywnie, czyli na sen na siedząco J Stąd wskakujemy już na czerwony – JURAJSKI ROWEROWY SZLAK”ORLICH GNIAZD” i jego będziemy się trzymać prawie do samej Częstochowy. Spoglądając na mapę w Podzamczu już wiemy, że wyjdzie „ciut” więcej niż pierwotnie dziś planowaliśmy, czyli nie przekroczyć 140 km. Do tego upał, żar lejący się z nieba zmusza co jakiś czas do sięgania po bidon czy uzupełniania płynów w mijanych sklepikach. Jurajskie nieco się zmienił – od Podzamcza asfalt, przed Ostrężnikiem asfalt, pomiędzy Mirowem a Żarkami asfalt. Pewnie innym razem bylibyśmy rozczarowani, ale przy dopadającym nas coraz bardziej zmęczeniu, potęgowanymi podczas walki w piachach Jury, jest nam to nawet na rękę. Tym bardziej, że na każdym postoju oczy zamykają się same, nieważne czy to zieleniec na skrzyżowaniu czy rynek Olsztyna. W końcu docieramy dokładnie na apel jasnogórski – wybija 21.00, a na naszych licznikach prawie 190 km. Ważne, że zaklepany nocleg (żonka zadbała) i szansa(wykorzystana) na pożywną pizzę. Rano, już z całą grupą pielgrzymujących pieszo z bieruńskiej parafii pw. Św. Bartłomieja spotykamy się na Mszy Świętej oraz drodze krzyżowej. Nie byliśmy specjalnie zdziwieni, jak po mszy wpadliśmy na Wieśka, wręcz byliśmy pewni go zobaczyć, co bardzo nas ucieszyło. Żeby zyskać na czasie zdecydowaliśmy, że drogę powrotną  skrócimy do minimum – mkniemy dość szybko przez Miasteczko Śląskie, Piekary Śląskie (postój na pyszne lody), Siemianowice Śląskie, Katowice-Szopienice, Mysłowice (postój na małe co nieco); pogoda też zdecydowanie bardziej nas rozpieszcza niż wczoraj, jest duszno, ale upał zelżał. W Kosztowach żegnamy się z Krystianem, który pomknął na lędziński odpust, a my (bo nam akurat się tak nie śpieszy) zahaczamy sobie jeszcze dwie stacje Korony Powiatów czyli imielińską Golcówkę oraz chełmską Smutną Górę. Na więcej niestety nie wystarcza nam czasu. Dziś było szybko, ale zdecydowanie krócej – 113 km w 5 godzin.

Tekst: Sebastian Macioł
Zdjęcia: Judyta Macioł