Był to już mój 4 udział w tej imprezie.
– 2008 z czasem 0:40,28; miejsce 13 na 54 w open; miejsce w kat. M3: 9 / 27
– 2009 z czasem 0:42,49; miejsce 13 na 76 w open; miejsce w kat. M3: 5 / 37
– 2013 z czasem 0:41,53; miejsce 23 na 205 w open; miejsce 19 / 120 w seniorach, a wśród facetów 31 / 175
– 2014 z czasem 0:40,42; miejsce 15 na 171 w open; miejsce w kat. M3: 9 / 98, a wśród mężczyzn 15 / 149

Triathlon w Jaworznie zawsze uważałem za fajną zabawę. To jest na tyle krótki dystans, że można na nim poćwiczyć sobie wszystko to co trzeba poćwiczyć. Zawsze przyjeżdża tu wielu znajomych triathlonistów, pływaków, biegaczy. Baza zawodów też nie jest najgorsza i zawsze będę imprezę polecał choćby dlatego, że jest blisko.
Tydzień po raczej mało udanym występnie w Ironman 🙂 przyszła pora na „Stalowego Sokoła” w Jaworznie. A, że czasu na odpoczynek i regeneracje nie było za dużo (wtorek 25 km rower, środa 1 km pływania, czwartek 50 km rower i 10 km biegu, piątek 1 km pływania), to też ten start w jakiś tam sposób potraktowałem ulgowo, ale i chciałem się na tych zawodach w końcu odegrać, bo zawsze mi na nosie grały.
Na miejscu byłem o 9:30. Odbiór pakietu startowego, przygotowania rowerku, przy okazji rozgrzewka. Ok. 10:30 wprowadziłem sobie rower do strefy zmian i czekałem na odprawę techniczną. Na odprawie okazało się, że jest nas trochę dużo i podzielili start na 3 grupy. Mi przypadła w udziale 3 grupa czyli start o 13:00. No cóż było robić jak nie iść coś zjeść:-) Dobry gofr z bitą śmietaną i owocami zawsze smakuje. Po tak bardzo smacznym jedzonku idziemy z innym tri kibicować poszczególnym grupą. Słoneczko sobie świeci, ale nie jest za ciepło. Czasami jakaś chmurka go zasłoni. Warunki pogodowe dobre. Zbliża się powoli godzina „O”. Schodzę na plaże , wkładam nogę do wody i już wiem, że decyzja o zabraniu i płynięciu w piance była idealna. Muszę powiedzieć, że woda była zimna 🙁 Smarowanie się wazeliną, ubieranie pianki i sru do wody na rozgrzewkę, oczywiście wcześniej na lądzie też. 2 długości spokojnie, a potem 2 w kilku sprintach.
Sędzia zaprasza serdecznie wszystkich do przeliczenia i ustawienia się na linii startu przy wodzie. Doświadczony poprzednimi startami nie czekam na ostatniego, tylko wbijam się jako 4 i już ustawiam się po lewej stronie tuż przy linie wyznaczającej strefę pływania i przy koledze z Krakowa, który wygrał moją grupę. Oczywiście tak żeby nikt nie widział kroczek po kroczku wchodzimy sobie do wody (zabronione, bo start z plaży) i Start.
Decyzja o ustawieniu się po lewej stronie tuż przy bojkach była trafiona w 100%. Płyniemy. Wydaje mi się, że dobrze. Okularki mocno się trzymają, nie zalewa ich woda i nie parują. Dopływamy w zwartej grupie do bojki nawrotowej i tu mały zonk 🙁 wpłynąłem między 2 zawodników i ani ich z lewej, ani z prawej, bo musiałbym zwalniać. A tym bardziej w środek, bo dostałbym nogami. Brzeg zbliża się coraz bliżej. Już można stanąć i biec po wodzie do strefy zmian. Okazało się, że w pływaniu byłem 11, a w swojej grupie ok 6. Biegniemy jakieś 100m i nagle wyrasta 20m góreczka, potem już prosta i rowerek. Aha, miałem mały problem z rozpięciem pianki, ale wszystko poszło pomyślnie.
Jestem już przy rowerku. Najpierw ubieram kask, potem ściągam piankę, na koniec buciki na nogi i wybiegam ze strefy na trasę rowerową. Bardzo dobre wejście na rower, włożenie butów w zatrzaski SPD i pędzą konie po betonie. Jadę i widzę przed siebie przeciwnika. Mówię sobie: dogonię i będę się go trzymał. Ale co to ??? Jadę i jakoś tak stoję w miejscu. Patrzę na licznik, a na nim 20 km na godz. No mówię masakra. Nagle wyprzedza mnie następny z moich przeciwników 🙂 Przyczyną wszystkiego przez jakieś 3 km była trasa, jaką jechaliśmy. Wąska ścieżka w lesie cała piaszczysta. Tak bardzo trudno mi się jechało. Dopiero po tym odcinku nastąpiła zmiana nawierzchni, wtedy włączyłem dodatkowe biegi i nagle prędkość wzrosła do 30 km na godz. Pędzę na upadłego i jakieś 4 km przed metą widzę gościa, którego chciałem doścignąć na samym początku. Doszedłem go, ale nie wyprzedzałem, bo jechał za szybko, a do mety już bliziutko. Ale domyślam się, że sił mu ubywa, to go trochę psychicznie wykończę (czyli jadąc za nim). Zbliżamy się do końca rowerku i strefy zmian. Szybki wyciągniecie stóp z butów, zeskakuję z rowerka i biegiem na swoje miejsce czyli 142. Rowerek na rureczkę, kask z głowy, szybka zmiana butów i w drogę. Myślałem, że kolega którego dogoniłem popędzi zaraz za mną, ale nic z tego. Biegnę. Widzę po lewej stronie, jak z lasu wyjeżdżają pozostali rowerzyści. Trasa biegowa pokrywała się z trasą rowerową czyli wąsko i piaszczysto, przez co w niektórych miejscach nogi się zapadały. Wydaje mi się, że całkiem, całkiem mi idzie. Ocho widzę pierwszych przeciwników, którzy już wracają (pętla 3 km z nawrotką po 1,5 km). Liczę: 1, 2, 3, 4, o i Tomek czyli 5. Robię nawrotkę, biegnę jakieś 300m i widzę gościa, co chce mnie dogonić i pędzi jak szalony. Se myślę, że mam jakieś ok 600m przewagi. Nie może być, żeby mnie wyprzedził, choćbym miał paść na mecie trupem. Nogi niosą, mijam kolejnych biegaczy, a ja nie odpuszczam. Do mety jeszcze jakieś 400m. Odwracam się i za mną nikogo nie ma. Nie zwalniam. Meta. Medal i 40,42 – i nic, tylko se w łeb strzelić, bo nie udało się zejść poniżej 40 minut, a wtedy byłaby to pierwsza (od tylu lat) upragniona 10.
Chyba jestem za słaby na ten Tri.
Na mecie nie czuję zmęczenia czyli za słabo wszystko.

Wyniki 8 Jaworzno Triathlonu „STALOWY SOKÓŁ” – zobacz tutaj

Tekst: Tomasz Solecki