Dojazd pociągiem z Tychów do Żywca to jak zwykle walka z wiatrakami (patrz: z PKP). Pociąg przepełniony, jedyny przedział służbowy zapchany rowerami, jak gdyby nikt nie przewidział, że zbliża się weekend i będzie sporo zainteresowanych wyjazdem w góry. Cóż, w tej instytucji niestety dość rzadko wyciąga się właściwe wnioski, czego nie raz doświadczyliśmy na własnej skórze. W Żywcu czeka na nas już Wiesiek (chyba się tu teleportował:). Zaczynamy podjazdem na Skrzyczne. Nie jest łatwo, tym bardziej, że słońce zaczyna doskwierać, a z gorącego powietrza trudno wyłapać tlen. Nogi pracują, pracują, pracują, ale jakby coraz mniejszy tego efekt. W końcu, po małym zagmatwaniu dróg (ostatnie metry trzeba było się przedzierać przez zarośla kosodrzewin), jesteśmy na polanie, u stóp schroniska. Kwadrans odpoczynku i ruszamy w stronę Baraniej Góry. Najpierw dość długi zjazd kamienistym szlakiem, który, trzymając się grzbietu, mija kolejne wiatrołomy i dociera pod zalesioną kopułę szczytową Malinowskiej Skały. Następuje krótkie, ale dosyć strome podejście, które doprowadza nas do charakterystycznego, kilkumetrowego bloku skalnego, stanowiącego symbol Malinowskiej Skały. Chwila odpoczynku i zjeżdżamy zielonym szlakiem na przełęcz pomiędzy Malinowską Skałą i Zielonym Kopcem. Widok przed nami nie pozostawia złudzeń: podejście. Cóż, rower na plecy, bo szlak stromo wspina się na Zielony Kopiec. Do tego palące słońce wypompowujące energię. Pokonujemy kolejne niewielkie wzniesie – Gawlasi (1076m), a już zaczyna się kolejne podejście, tym razem na Magurkę Wiślańską (1140m). Rozciąga się stąd ładna panorama na Zielony Kopiec, Malinowską Skałę i Skrzyczne. Po osiągnięciu szczytu zjazd w dół, z panoramą na prawdziwe pustkowie pniaków. Ostatnie metry to męczące podejście na Baranią Górę. Na szczycie Baraniej znajduje się platforma widokowa, ale niewielu z nas ma ochotę jeszcze na nią wchodzić 🙂 Z Baraniej zjeżdżamy w stronę Schroniska na Przysłopie. Trasa jest jednym wielkim kamiennym dywanem. Alternatywna dla niej piesza ścieżka z lewej poprzecinana jest za to korzeniami. Najlepszym rozwiązaniem jest więc łączenie obu tras, w zależności od ich stopnia trudności i przejezdności. Na temat Schroniska na Przysłopie się nie wypowiadam, bo je minąłem w pędzie, więc do spotkania z resztą grupy dochodzi w schronisku na Stecówce. A potem … szybko, bardzo szybko w dół, pisk hamulców przed Zameczkiem Prezydenckim, i dalej w dół, do Wisły. Szybki obiad i gratisowy powrót koleją do Pszczyny, tam przesiadka na rowery i pozostałe 25km robimy w rekordowym czasie czterdziestu kilku minut.

Tekst: Sebastian Macioł
Zdjęcia: Alojz Sikora, Roman Banasz